Niby piątek (juhu), i ferie (hura) ale dzisiejszy dzień był beznadziejny. Od rana byłam zmęczona. Wczoraj późno się położyłam a codzienne wstawanie o 5:50 daje się we znaki, szczególnie gdy chodzi o ostatni dzień szkoły przed utęsknionymi feriami. Musiałam i tak być chwile wcześniej w szkole, żeby zdążyć przepisać pracę domową, z której i tak wiedziałam sorka mnie nie zapyta. I miałam racje. Jednak dla bezpieczeństwa spisałam co nieco. I powiem Wam, że to nawet sprawiło mi wielką trudność, ponieważ zamiast usiąść sobie przy grzejniczku na ławeczce musiałam siedzieć na podłodze z dala od grzejnika i przepisywać nudną pracę domową, której nie odrobiłam z powodu braku chęci i motywacji. Na lekcji omawialiśmy prosty i przyjemny (przynajmniej dla mnie) wiersz "Lekcja anatomii (Rembrandta)" Stanisława Grochowiaka. Nie zrozumiałe było dla mnie to, że całą lekcję poświęciliśmy na omówienie tylko jednego i tak banalnego wiersza. Nie będę Wam go interpretować, bo po co. Przecież to nie lekcja polskiego. Zresztą za pewne wielu z Was ma już dosyć szkoły oraz dodatkowego wysilania szarych komórek. Niech odpoczną już sobie :). Druga lekcja- PO. Trzeba przyznać, że lekcja sama w sobie jest fajna. Nie koniecznie przedmiot ale sam przebieg tej lekcji. Mamy fajnego nauczyciela i wgl. W jego zwyczaju jest pytanie 3 osób bądź czterech z ostatnich tematów. Osoby nieprzygotowane mają zapisać swoje numerki na tablicy a następnie po wywołaniu przez nauczyciela wstać. Panuje jeszcze jedna zasada, która mówi, że jeśli do końca roku zostaną 4 kropki to ocena idzie wyżej. Z racji, że w pierwszym semestrze byłam pytana na początku nie wykorzystałam żadnej kropki i moim celem było zachowanie wszystkich czterech. Osób w klasie było mało i dowiedziałam się również o jeszcze jednym zwyczaju nauczyciela. Zaczyna pytać osoby, które miały najgorsze oceny w pierwszym semestrze. Poszła jedna osoba z 1, potem druga z 2 i jedna, czyli ja z 3. Jak mówiłam wcześniej było mało osób co oznaczało, że szanse na zapytanie mnie są wysokie. Razem z dziewczynami, bo odpowiadały same dziewczyny stanęłam przed tablicą bokiem do klasy tak abym nie szukała u nich podpowiedzi :P. Zadał pierwsze pytanie. Odpowiedziała jedna, potem druga i kolej na mnie. Mówi coś do mnie a ja nie odpowiadam. Po chwili pytam: "Może pan powtórzyć pytanie?". Oczywiście odpowiedział mi śmiechem. Zupełnie nie mogłam się skupić i mimo powtórzonego pytania nie znałam odpowiedzi więc powiedziałam, że nie wiem. Leci następne pytanie. Jedna odpowiedziała, druga nie, kolej na mnie. A ja znowu: "Może pan powtórzyć pytanie?". Nic innego jak śmiech. Powiedział coś do mnie, pośmiał się jeszcze chwile i powtórzył pytanie. Odpowiedziałam. Z kolejnymi szło mi lepiej. Łatwo dało się zauważyć, że mój beznadziejny start wcale nie utrudnił mi zdobycia w miarę dobrej oceny. Odpowiadałam na wszystkie zadane pytania, w końcu pyta się mnie:
- Jak nazywa się minister MSW?
-...- myślę-....- widzę, że pytanie chce zadać innej osobie a ja potrzebowałam czasu by sobie przypomnieć.- CZEKAJ!- krzyknęłam.
Wyszło to całkowicie niechcący ale odpowiedzią tradycyjnie był śmiech. Po chwili przypomniałam sobie i odpowiedziałam: Jacek Ciechocki/ Cichocki (dobrze nie wiem).
Podobnych moich wpadek było więcej. Z mojego zeszytu również się śmiał, ale co tam! :P Postawił mi z niego 4 a z odpowiedzi 3. Czyli tak jak wcześniej.. Uważam, że odpowiedziałam na lepszą ocenę ale nie miałam sił upierać się przy swoim. Odeszłam i usiadłam do ławki.
Pewnie zanudzam, nie?? Ale nie musicie tego czytać. :D Chociaż mogłam napisać to wcześniej...
Na szczęście nie było kartkówki z matmy, na którą uczyłam się przez całą religię! Jednak kartkówka a angielskiego nie poszła mi dobrze. Prawie nic nie umiałam ze swojej grupy za to koleżance z ławki podpowiedziałam prawie wszystko! To źle.. Chciałam zacząć lepiej ten semestr zarówno z PO jak i z angielskiego. Może jakimś cudem udałoby mi się wyciągnąć 5 z ang?? Nie myślcie sobie, że jestem taka dobra. U mojej pani dobrą ocenę można dostać za nic. 6 i 5 z prac domowych, 5 za aktywność itp. Więc nie dziwne jest to, że liceum mam 4 a gimnazjum miałam ....
Już mi się więcej nie chce pisać. Mam fajny film do obejrzenia, więc to by było na tyle.
![]() |
Na zakończenie zdjęcie MOJEGO AUTORSTWA, żeby nie było nudno to wstawiłam. Chyba już było wcześniej. Mazury |
Przeczytałam wszystko i się nie zanudziłam:)Ja również źle zaczęłam semestr nowy względem ocen.Porażka zwłaszcza z matematyki.Widzę,że niezłego macie nauczyciela PO.Ja chodzę do gim. wiec jeszcze nie mam tego przedmiotu.Ja tak samo jak ty ferie zaczęłam,ale w przeciwieństwie do ciebie całkiem miło (oprócz początki) zleciał mi dzień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wcale nie zanudzasz!
OdpowiedzUsuńCałkiem miło się czyta, jest zabawne i wciągające. Duży plus!
Trzymam kciuki, abyś nowy semestr jednak zaczęła z świetnymi ocenami i miała tą 5 z angielskiego!
Miłego weekendu!
No proszę :) z Krasnego jesteś? ;)
OdpowiedzUsuńWcale nie nudne !
OdpowiedzUsuńmi teraz też brakuje czasu na pisanie i odwiedzanie blogów.
OdpowiedzUsuńpo szkole od razu uciekam z domu ;D
różni są ludzie.
jedni przeczytają wszystko, inni tylko część, mówiąc (a czasem nawet chwaląc się), że jednak całość.
tak to juz jest z tymi ludźmi ;)
piszesz dla siebie, nie dla nich :)
fajna ta twoja pani ^^
mi sie na poczatku wydawalo , ze dobrze zaczełam, a teraz coraz gorzej :<
OdpowiedzUsuńMi też ten semestr nie za dobrze się zaczął :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię czytać Twoje posty i mam nadzieję,że przeczytam jeszcze nie jeden :)
Obserwujemy?;D
och piękne mazury:)
OdpowiedzUsuńlubisz dużo pisać i to widać;]
OdpowiedzUsuń